Artaud w autobusie

Ryszard Grzyb

 

Artaud w autobusie

 

Jest to malarstwo, które stawia przed odbiorcą najwyższe i sprzeczne wymagania, bo, z jednej strony, rezonuje rozległą humanistyczną erudycją, z drugiej zaś oczekuje wspólnoty w podobnym poczuciu humoru, oznaczającym się plebejską, rabelaisowską rubasznością.

Dorota Monkiewicz

Historyk sztuki, pracuje w Muzeum Wspólczesnym we Wrocławiu.

 

 

 

 

Dorota Monkiewicz

Ryszard Grzyb Ur. 1956. Studia w PWSSP we Wrocławiu w prac. prof. Zbigniewa Karpińskiego w latach 1976-1979 oraz na Wydziale Malarstwa ASP w Warszawie w latach 1979–1981. Dyplom w pracowni prof. Rajmunda Ziemskiego. Do 1983 roku jest asystentem w warszawskiej ASP. W latach 1982–1992 członek Gruppy, współzałożyciel i wydawca pisma Gruppy – „Oj dobrze już”. Równolegle do malarstwa uprawia twórczość poetycką , publikował m.in. w „Nowym wyrazie” (1980, 1981), w „Miesięczniku Literackim” (1981). Wymaga ono od odbiorcy autentycznej, głębokiej i istotnej wrażliwości na wartości plastyczne. Zapewne może budzić nieufność to pomieszanie treści wysokich z trywialnymi, czystych wartości malarskich z tekstami kultury; jednakże do twórczości Grzyba nie można zbliżyć się z perspektywy powierzchni obrazu za pomocą gustu, smaku, czy stylu. To sztuka wspierająca się na niewidocznym lecz istotnym fundamencie, którego odsłonięciu pragnę poświęcić niniejszy tekst. W ciągu dwudziestu lat publicznej obecności twórczość Grzyba (niegdyś członka warszawskiej Gruppy) była wielokrotnie komentowana. Kilka interesujących opinii, rozproszonych w drobnych tekstach i zapewne szerzej nieznanych, chciałabym tutaj przytoczyć, gdyż odnoszą się one do tych cech malarstwa artysty, które stanowiły punkt wyjścia także dla mojej refleksji. O “Papierach Grzyba” (1988) Jolanta Brach-Czaina pisała: “Na razie ważne jest przebicie się przez Formę, która nas więzi, do innej jakości istnienia. Ważny jest tylko stan szoku spowodowany zderzeniem osobowości artysty z rzeczywistością zewnętrzną, dostrzeżenie okrutnej i fascynującej twarzy świata – albo maski – i zrozumienie, że jest się równoprawnym elementem pewnej całości. Ryszard Grzyb trenuje karate. Ruch i okrzyk... Gdy zmęczenie powoduje, że odpływają napięcia, wszystko widzi się inaczej. To bardzo ważne: widzieć inaczej. Przyrodę. Siebie. ”1 W tym samym czasie (1988 lub 1989) Jarosław Modzelewski i Marek Sobczyk dokonali “korekty” obrazów pozostałych członków Gruppy. Przytaczam tutaj fragment z roboczego zapisu ich rozmowy, dotyczący interesującego nas tutaj artysty: “W jego malarstwie ważniejsze jest oddychanie, niż myślenie. Mechanizm mięśniowy niż coś tam. Środki nad nim panują, rządzą nim, a nagle się okazuje, że on te środki ma. Rodzaj bycia i istnienia. Człowiek w którym zostają ślady fenomenu, a on nad tym nie panuje. Takie bycie-niebycie. Robota. Odwalanie kartek. Filozof. Filozof odwala kartki. Byt za bytem, niebyt za niebytem. Jaskinia, cień, sylwetka, niesylwetka i gdzie to jest? Nie ma. A nagle jest. Gdzie jest, w jakiej formie. Możesz to wyinterpretować genialnie i możesz to zgnoić. Możesz powiedzieć, że to jest dzikie, wtórne gówno. Można powiedzieć kapitalna kompozycja, ślad liźnięcia absolutem.”2 Późniejsza opinia Barbary Majewskiej (1994) wprowadza w krąg malarstwa Grzyba z lat 90.: “Odejście Grzyba od ekspresji i narracji dokonało się w oparciu o zasoby wewnętrzne i dlatego chce się ten proces określić właśnie jako osiągnięcie dojrzałości. Nie porzucił malarstwa – a wielu to zrobiło idąc za głosem postkonceptualizmu, który znów stał się słyszalny. Nie zredukował swych dzieł do obiektu, elementu, nie “zminimalizował”. Nie wpadł w repetycję. Rozwijając malarstwo – z niczego nie zrezygnował.”3 Ryszard Grzyb jest malarzem i poetą, i myli się ten, kto sądzi, że literatura stanowi jakąś dziedzinę poboczną działalności artysty. Jest wręcz przeciwnie, bo notes i długopis ma zawsze przy sobie gotowe do użycia, a do pracowni po prostu musi zachodzić. Ten notes nie służy artyście do prowadzenia notatek rysunkowych, lecz do chwytania na gorąco ekspresji codziennego języka – potocznych zwrotów i przypadkowych wymówień, przekształcających się w oka mgnieniu w wersy jego poezji. Takie są Grzyba notatki z rzeczywistości. Każdy artysta ma własne, ciężko zapracowane autorytety – swoich mistrzów. W rozmowach z Grzybem wyłania się zawsze ten sam zestaw pisarzy i poetów. Są to w kolejności alfabetycznej: Apollinaire, Antonin Artaud, Witold Gombrowicz, Bohumil Hrabal, Ezra Pound i Bruno Schultz. Czasem Grzyb wspomina o Maxie Ernście, Nikiforze i Witkacym, ale to zawsze dzieje się na odległym drugim planie. Można by przeprowadzić analizę twórczości Ryszarda Grzyba z perspektywy ideowej wyznaczanej przez każdego ze wspomnianych wcześniej autorów, uzyskując zapewne w toku interpretacji ciekawy zestaw niuansów, modelujących obraz jego sztuki. Ja jednak chcę otworzyć (czy może uchylić) furtkę do twórczości Grzyba kluczem, który w tej chwili wydaje mi się najbardziej obiecujący i który nazywa się “Artaud”. To wszystko może nie było tak bardzo czytelne od początku, żadnych jawnych związków, oczywistego udziału w tej samej wyobraźni, obecności w tych samych miejscach. Artaud pisał, że “przedmioty nie tworzą realności, lecz w realności podróżują, a w marzeniu sennym podróżują właśnie cechy przedmiotów i tak przechodząc z jednego na drugi, ich moce pouczają nas o rzeczywistości zupełnej”.4 Czy więc w Śnie Joli (1987) nie mógł pojawić się magiczny stwór z zaświatów Artauda? Grzyb nie był z Artaudem w Meksyku, nie uczestniczył w rytuałach Indian Tarahumara, takich jak obdzieranie żywego byka ze skóry czy święto peyotlu. Nie było go też w 1931 roku w Paryżu, by mógł zobaczyć indyjskie słonie i tancerzy z Bali. To Artaud cierpiał na raka odbytu i to on pisał “ Tam, gdzie czuć gówno/ czuć byt./ Człowiek z łatwością mógłby nie srać,/ nie otwierać worka odbytniczego, ale wybrał sranie/ tak jak wybrał życie/ zamiast zgodzić się na bycie martwym.5 A jednak w malarstwie Grzyba z lat 80. pojawiają się pejzaże Artauda. Są Indianie (Walka Jakuba z Aniołem, 1984) i jest Meksyk z kaktusem i pustynią (Ach cóż mi tam, skoro sobie pędzę na zielonym koniu, 1986), orientalne potwory i idole (Na granicy Babilonu i Nowej Zelandii, 1986), a przede wszystkim żenujące sceny defekacji (por. Gauguin na Tahiti, 1987, Herod, Dziewczę i Jan, 1988). Explicité obecność Artauda pojawiła się w twórczości Grzyba dopiero niedawno – za pośrednictwem dokumentalnych fotografii i portretów – w obrazie Pracownia Artauda i w graficznych projektach komputerowych Artaud w autobusie oraz Walka klas. Pracownia Artauda zapoczątkowała cykl obrazów, zatytułowany “Pracownie artystów”. Intencje tego cyklu autor wyjaśnił następująco: “Chcę posłużyć się dokumentacją zdjęciową przedstawiającą ich pracownie lub ich samych lub przedmioty, z którymi byli związani lub nie(...)Są to bliscy mi ludzie, których sztuka lub fakty z ich życia żyją w mojej wyobraźni i moim myśleniu”.6 Artaud uważał siebie za prawodawcę Teatru Okrucieństwa, teatru alchemicznego, teatru-dżumy, który przekracza granice rampy, aby przedrzeć się jak epidemia na widownię i zmusić ją do uczestnictwa w odkrywaniu źródeł autentycznego życia. Przypuszczam, że w licznych tekstach Grzyba, pisanych w okresie dwóch dekad, “okrucieństwo” jest słowem kluczem wskazującym na Artauda i poświadcza lekturę jego pism już w początkach istnienia Gruppy. Słowo to występuje na przykład w wierszu “Ogród”, napisanym nie później niż w 1987 roku7, (“okrucieństwo rysuje aleje i ścieżki”), ale także w niedawnym komentarzu do obrazu Jezioro płomieni (2002), namalowanym wspólnie z Marcinem Osiowskim. O pracy nad tą kompozycją Grzyb powiedział: “walczyliśmy wciąż ze światłem. Ile pracy i ile decyzji, powtarzanych zaraz w następnym etapie, w to włożyliśmy, to widać między kreskami. I nagle z ornamentu wychyliło się okrucieństwo”.8 Według Artauda okrucieństwo teatru polegało na konieczności uśmiercenia człowieka współczesnego – na konieczności rozbicia skorupy cywilizacji po to, by wyzwolić człowieka pierwotnego, który ponownie nawiąże kontakt z utraconą podstawą bytu. Myśl Grzyba krąży bardzo blisko tak pojmowanego świata i ludzkiej w nim egzystencji, ale dla niego to ów pierwotny byt (natura) jest okrutny. Czy dlatego, że obnaża fałsz kultury? Czy też dlatego, że człowiek pozbawiony ochronnej maski cywilizacji, zostaje wydany na pastwę nieprzezwyciężalnej samotności wobec prawdy egzystencjalnej ? Artaud pragnął za pomocą katarktycznego oddziaływania teatru przywrócić taki sposób istnienia, który dawałby człowiekowi poczucie zjednoczenia z kosmosem, jako bytem niepodzielnym. “Nowa kultura, prawdziwa, przywrócić ma człowieka, jego ciało i umysł – jego życiu, a jego życie zanurzyć ponownie w życiu powszechnym, kosmicznym”.9 Artaud działał na terenie teatru, Grzyb maluje obrazy. Czyż jednak nie znajdujemy w jego twórczości plastycznych ekwiwalentów teatralnych postulatów? Jedność świata w obrazach Grzyba to przedstawienia zamykające się w przedstawieniach, a te z kolei przechodzące w orgiastyczne sploty linii, plam barwnych i ornamentów: rybka w brzuchu królika, królik na tle pejzażu, pejzaż zagubiony w siatce kolorowych kwadratów (Bez tytułu nr 101, Królik). Grzyb nie rezygnuje z niczego – ani z historii ani z współczesności. Są w jego malarstwie jabłka Cezanne’a na tle zaprojektowanego w komputerze wzoru, są bajkowe zwierzęta i realistyczne blokowiska, egipski ornament i tandetne tapety w róże. Wszystko to uczynione z hedonistyczną akceptacją własnego, integralnego świata. “W naturze jest przepływ, materia wciąż się przekształca. Natura być może dąży do równowagi, ale jest w ruchu, kolebie się, przelewa, i nigdy nie jest w stanie równowagi. Śmierć jest równowagą, cisza jest równowagą” – mówi Grzyb w rozmowie z Dorotą Jarecką.10 W malarstwie Grzyba w bardzo szczególny sposób ujawnia się dążenie do sfery przedpojęciowej. Gdy pisze on, że “malarstwo jest filozofią, działaniem, ruchem ciała i myśli, zamienianym w kształt i kolor”11, nie są to w odniesieniu do jego twórczości mało znaczące ogólniki. Grzyb był w latach 80. inspiratorem i współautorem różnych parateatralnych akcji Gruppy. Nie chodzi tu tylko o znany “Recital” z widowiskiem “Chłodny jeleń w powidle”, ale także o zorganizowane wspólnie z Ryszardem Woźniakiem wystąpienie o znaczącym podtytule “Obrazy i zachowywanie się”. Słowo “zachowywanie się” wskazuje na intencję zaznaczenia w najmniej obciążony semantycznie sposób “bycia obecnym” – trwania w czasie, szczególnie w porównaniu z innymi rodzajami działań czaso-przestrzennych, takich jak pełnowymiarowy spektakl teatralny, happening, performance, czy nawet najmniejsza jednostka narracji zwana eventem (lub po polsku zdarzeniem). Dla Grzyba doświadczenie działania, powoływania na obrazie bytów (a nie form) jest równoprawną częścią jego światopoglądu malarza. Do bezpośrednich akcji udało mu się ponownie powrócić dopiero pod koniec lat 90., najpierw pracując wspólnie z Andrzejem Świetlikiem i Pawłem Kowalewskim, a od 2001 roku z Marcinem Osiowskim, w ramach wspólnego i nadal kontynuowanego projektu “OBA”. Pisałam o tym przedsięwzięciu kilka miesięcy temu, wikłając się przy tym mocno w problem natury reprezentacji na obrazach malowanych wspólnie przez obydwu artystów metodą spontanicznej improwizacji, ukierunkowanej na figurację lub inne formy przedstawieniowości. Kwestią do rozwiązania była dla mnie rozpiętość pomiędzy abstrakcyjnym gestem malarskim, będącym przedłużeniem ciała artysty i nie tworzącym reprezentacji, a figurą, która co prawda “reprezentuje”, ale jedynie rzeczywistość obrazu, samą siebie. Przedstawienia Grzyba – jego abstrakcje / nieabstrakcje, nie są reprezentacjami ani rzeczy rzeczywistych ani mentalnych. Grzyb nie malował swoich zwierząt z natury, czy z fotografii. “Pozornie fotografia jest realna. Ale na fotografii nie zobaczysz z bliska ani łapy ani pazura, jeśli będziesz chciała. Możesz to zobaczyć na oleodruku. Tu jest wszystko dokładnie pokazane. Nie jest tak, jak w rzeczywistości, ale tak jak to zostało wymyślone – na przykład, że jest siedem pazurów lub osiem.”12 Praktyczna, malarska metafizyka Grzyba, która jest próbą zadomowienia człowieka w jednym, niepodzielnym uniwersum bytów, sugeruje znalezienie kontekstu dla reprezentacji w dziedzinie magii, alchemii, totemu. Warstwa wizualna obrazów nie reprezentuje poszczególnych bytów, lecz identyfikuje je z całością świata, człowieka łączy z naturą, rzeczywistość z mocą. “Malarstwo jest magią. Jest małą magią. Malarstwo jest działaniem pozwalającym dojść do prawdy, pozwalającym dojść do siebie, poznać siebie samego, a tylko to jest na prawdę ważne – bo poznając siebie poznaję życie.”13 1 Jolanta Brach-Czaina, Niepokoje i żarty [w:] Sztuka najnowsza. Ryszard Grzyb. Papiery Grzyba, [Pawilon SARP] Warszawa 1988, kat. wyst. 2 Jarosław Modzelewski/Marek Sobczyk, Zapis rozmów Marka Sobczyka i Jarosława Modzelewskiego z 1988 lub 89 roku [w:] “Oj dobrze już” nr 9 2002, Galeria Sztuki Program, ss. 8-9 3 Barbara Majewska, [Po kilkunastu latach pracy...], [w:] Króliki Grzyba w Królikarni. Wystawa malarstwa Grzyba z lat 1991-93, Muzeum im. X. Dunikowskiego w Królikarni, luty-marzec 1994, kat. wyst. 4 Wszystkie cytaty z pism Antonina Artauda, jeśli nie zaznaczono inaczej, podaję za opracowaniem Leszka Kolankiewicza, Święty Artaud, Warszawa 1988. 5 Antonin Artaud, Skończyć z Sądem Bożym, tłum. Bogdan Banasiak, “Pismo” 10/88, s. 85 6 Cytat z notatki Ryszarda Grzyba w posiadaniu autorki. 7 Ryszard Grzyb, Ogród. Wiersz publikowany m.in. w Co słychać, red. Maryla Sitkowska, Warszawa 1989, s. 84. 8 Dorota Monkiewicz, Malowanie NICZEGO, [w:] OBA. Ryszard Grzyb & Marcin Osiowski. Piękna dezynwoltura, my oba to trzecia osoba, Muzeum Rzeźby im. Xawerego Dunikowskiego, Oddział Muzeum Narodowego w Warszawie, s. 11, kat.wyst. 9 Por. Przyp.4, Leszek Kolankiewicz, Święty Artaud, op.cit. 10 Ryszard Grzyb w rozmowie z Dorotą Jarecką, Samotność rani człowieka, [w:] Ryszard Grzyb. Penetracja konstruktywizmu zwierząt, Galeria Krytyków “Pokaz” Warszawa maj 1996, kat.wyst. 11 Ryszard Grzyb, [Mógłbym spróbować malować...], [w:] Hommage _ Paul Klee. Polscy artysci XX wieku wobec teorii i praktyki artystycznej Paula Klee, Muzeum Narodowe w Warszawie, 2001, s. 34, kat. wyst. 12 Ryszard Grzyb w rozmowie z Dorotą Jarecką, Samotność rani człowieka, op.cit. 13 Ryszard Grzyb, [Mógłbym spróbować malować...], [w:] Hommage _ Paul Klee. Polscy artysci XX wieku wobec teorii i praktyki artystycznej Paula Klee, op.cit.

Ryszard Grzyb